Tuesday, 15 September 2009

Tạm biệt Việt Nam

Zazwyczaj nie silimy się na podsumowania tego, czego doświadczyliśmy w
danym kraju, pozostawiając sobie tematy do rozmów, kiedy wrócimy. Tym
razem będzie inaczej, bo Wietnam zrobił na nas duże wrażenie.
Na początek rzeczy pozytywne: jedzenie - wyśmienite połączenia smaków
i składników. Zdecydowanie najlepsze, jakie jedliśmy w regionie. Nawet
najprostsze dania, poprzez dodanie odpowiednich składników (orzeszki,
sosy, zioła) zyskują zupełnie nowe smaki. Poza tym jedzenie w
Wietnamie może być bardzo egzotyczne, bo je się tutaj wszystko
(WSZYSTKO), a ze kraj urodzajny, to menu i urozmaicone: żaby, ślimaki, świerszcze,
węże, jaszczurki, pająki, larwy, psy, ptaki, konie, etc.
Miłym zaskoczeniem było tez nurkowanie. W Tajlandii mówiono nam, ze w
Wietnamie nic nie można zobaczyć, rafa jest obumarła, a ryby zjedzone.
Nie do końca to nieprawda, ale mieliśmy również okazje poobserwować
stworzenia, których wcześniej nie widzieliśmy. A ze już samo
nurkowanie cieszy nas bardzo, to jakakolwiek wartość dodana, pogłębia
tylko nasza radość.
Generalnie jednak jesteśmy rozczarowani Wietnamem, spodziewaliśmy się
czegoś nowego, miłych ludzi, kraju otwartego na turystów. Niestety
prawie żadne z naszych oczekiwań nie zostało spełnione. Zupełnie
nowym miejscem było jedynie Halong Bay i tarasy ryżowe Sapy, kraj jest
otwarty dla turysty z zasobnym portfelem i chętnym do podążania
utartym szlakiem, a ludzie to temat na dłuższe dywagacje. Spędziliśmy
w Wietnamie zaledwie trzy tygodnie, wiec może nie mamy prawa do ocen i
do tej pory wystrzegaliśmy się oceniania zachowań ludzi, próbując je
zrozumieć. Liczne rozmowy z podróżującymi przez Wietnam, uświadomiły
nam największy z problemów z nastawieniem mieszkańców do turystów.
Chciwość. Wiemy, ze turysta postrzegany jest powszechnie jako banknot
z nogami, ale nigdzie wcześniej nie byliśmy zredukowani do takiej
tylko roli. W innych krajach ludzie zazwyczaj byli ciekawi skąd jesteśmy, zadawali
sobie trud umiejscowienia Polski na mapie i nawet gdy znali 5 slow po
angielsku, próbowali kontaktu. Tutaj jedynymi momentami jakiegokolwiek
kontaktu Wietnamczyków z nami była chęć sprzedania nam czegoś. Na tym
rozmowy się kończyły, a jakiegokolwiek próby komunikacji rozbijały się
o udawana nieznajomość angielskiego. Chwile wcześniej zachwalali
towary w doskonałym angielskim. Podróżowanie to nie tylko odwiedzanie
miejsc, to także kontakt z mieszkańcami. Gdy go brakuje, podróż traci
sens.
Jeśli chodzi o wspomniana chciwość, to Wietnamczycy okazują się bardzo
niesympatycznymi handlowcami: nie trzymają się wynegocjowanej ceny,
targowanie się ma wprawić turystę w stan poczucia winy, ze okrada
Wietnamczyka (przy czym Wietnamczyk czuje się doskonale zadając
trzykrotnie wyższej ceny niż podpowiada zdrowy rozsadek), a próby
uzyskania w miarę uczciwej ceny wywołują agresje. To, ze płacimy
wyższe ceny, jest dla nas zupełnie oczywiste i przyjmujemy to
dzielnie, ale to, czy ktoś próbuje nas orżnąć wrzeszcząc czy
uśmiechając się robi wielka różnice. Wietnam nie jest najładniejszym ani najbrzydszym
z krajów, które widzieliśmy, ale jest krajem, w którym wydawanie
pieniędzy na podróżowanie jest najmniejsza przyjemnością. Jest tez
jedynym krajem na naszej trasie, do którego raczej nie wrócimy.

4 comments:

  1. I bardzo dobrze, nie ma sensu tracić wiecej kasy w kraju skąpym, chciwym i niegościnnym.Przyjedźcie króliczki do mnie z tą kasą co macie,to ja Was ugoszczę :-)
    Swoją drogą trzeba poznać mentalność i zwyczaje różnych narodów, żeby móc wyciągnąć właściwe wnioski na przyszłość.Nie wraca się tam gdzie są złe wspomnienia, bo i po co? zwiedziliście tyle wspaniałych miejsc i jeszcze trochę przed Wami ,więc życzę Wam poznania ludzi życzliwych , otwartych, gościnnych i nie skąpych! Buziak...

    ReplyDelete
  2. Przyjedzcie bez kasy, to ja Was ugoszcze i jeszcze serce dodam na okrase.
    Przyjechaliscie, zobaczyliscie i juz wiecie co macie robic, a tak bylibyscie ubozsi o te doswiadczenia. a.

    ReplyDelete
  3. Z wiedziałam, ze jest jakis powod, dla ktorego nie jadam w wietnamskich knajpach..

    ReplyDelete